piątek, 21 grudnia 2012

Chapter 3.

Severus Snape, zmęczony majowymi wydarzeniami postanowił pomóc Potterowi. Nie ze względu na niego samego, bo tak naprawdę nienawidził go już od chwili, gdy Harry był małych chłopcem. Nie robił tego również ze względu na jego ojca, Jamesa Pottera bo jego nienawidził jeszcze bardziej niż młodego czarodzieja. Jedynym powodem dla którego się poświęcał i starał się być miły była jego zmarła matka, Lily Potter. Kochał ją odkąd pierwszy raz ją zobaczył i nie przestał kochać do tej pory, jest to szlachetne i bardzo mocne uczucie, skoro przetrwało w Naczelnym Postrachu Hogwartu przez tyle lat. Czy Książę Półkrwi tak naprawdę był oschłym i nienawidzącym wszystkiego co się rusza czarodziejem? Tego nie można stwierdzić nie znając go bardzo dobrze. Tylko nieliczni wiedzą, że Severus Snape w głębi duszy jest dobrym człowiekiem, który swojego czasu się pogubił, próbując znaleźć swoją drogę.
Kiedy dostał od Harryego list był zaskoczony. W pierwszym momencie pomyślał, że ten pieprzony bachor chce mu wypomnieć to co zobaczył w myślodsiewni, jednak kiedy zaczął czytać tekst zawarty na pergaminie jego zdziwienie z każdym słowem było co raz to większe. Nigdy by się nie spodziewał, że Chłopiec Który Przeżył, Wybraniec, straci swoje moce. Z jednej strony chciał od razu napisać do niego wiadomość zwrotną, że mu pomoże, że zrobi wszystko co w jego sile, aby przywrócić mu moce. Jednak była również ta druga strona - wspomnienia. Profesor bał spojrzeć mu się prosto w oczy. Bał się, że zobaczy w nich pogardę po tym co w maju zobaczył.
Jego myśli kłębiły się przez kilka dni, nie wiedział co ma zrobić. Fakt, nie przepadał za młodzieńcem, ba wręcz go nienawidził jednak kiedy pomyślał, że to syn Lily. Jego Lily serce mu miękło. Tak więc po tygodniu wziął pióro i pergamin po czym napisał mu odpowiedź, kiedy ma przyjść. Wysłał list i przez długie godziny żałował, że tak otwarcie się do niego zwraca, bez krzty urazy czy wredoty. Jego list był zupełnie inny, jak na niego był ciepły i otwarty dlatego tuż przed przyjściem Złotego Chłopca zachodził w głowę po jaką cholerę zgodził się mu pomóc, przecież co to go obchodzi, że jakiś gówniarz stracił swoje moce. W końcu On, Severus Snape nie jest jakimś Bogiem czy kimkolwiek innym, żeby wiedzieć o co chodzi, a przede wszystkim nie jest instytucją charytatywną. Czy to jednak był główny powód zamartwiań się o spotkanie z Potterem? Nie, profesor nie tyle bał się co czuł się skrępowany tym, jak na niego będzie patrzał. Zobaczył tyle wspomnień w których był innym człowiekiem, że nie mógł sobie wyobrazić jak Wybraniec będzie na niego patrzył z politowaniem i współczuciem, a tego nie cierpiał.
Klamka jednak zapadła, Harry miał przyjść i już nie było odwrotu. Pozostało mu tylko czekanie na niego i zachodzenie w głowę jak będzie wyglądało owe spotkanie.
Wybiło południe, a w raz z wybijającym tę godzinę zegarkiem w drzwiach sali pojawił się nie kto inny jak Złoty Chłopiec. Gdy nauczyciel zobaczył swojego byłego ucznia serce zaczęło mu szybciej bić,a oddech przyspieszył. Próbował utrzymać powagę i nawet mu to wychodziło.
Po grzecznościowej wymianie zdań postanowił w końcu spojrzeć mu prosto w oczy. Czy się zdziwił nie widząc w nich litości ani pogardy? Jego zdziwienie było tak ogromne, że ledwo powstrzyłam się przed otwarciem ust. To co w nich zobaczył było takim szokiem, że przez kilka sekund nie mógł wypowiedzieć ani słowa. W oczach Harry'ego dostrzegł ból i cierpienie, a zarazem radość. Nie było w tych zielonych oczach żadnej litości, żadnego potępienia.
- Dobrze, Harry - powiedział po chwili powracając na ziemię i oczyszczając umysł z tych myśli, jednak pamiętając, aby to sobie później przemyśleć - teraz rzucę na Ciebie parę zaklęć, aby się dowiedzieć czy Twój brak magii jest tymczasowy czy też stały. - pokiwał tylko głową, nie był w stanie wypowiedzieć ani słowa.
Nie dość, że widok profesora w takim stanie go wzruszył to na dodatek bał się diagnozy. Jego wnętrzności wykręcały się na drugą stronę, a on nie mógł temu zaradzić.
- Zamknij drzwi i stań po środku sali, a ja rzucę niewerbalnie kilka zaklęć. Ostrzegam, że może Cię piec w okolicy serca, możesz także odczuwać taki ból jakby Ci rozrywano klatkę piersiową, a także jakby ktoś wbijał Ci w serce miliony małych sztyletów. Musisz to wytrzymać ponieważ bez tego nie będę mógł nic stwierdzić.
- Rozumiem, panie profesorze - odpowiedział mu młodzieniec głośno przełykając ślinę. Zamkną drzwi sali, a Nietoperz zabezpieczył je zaklęciem wyciszającym na wypadek jakby Potter zaczął krzyczeć z bólu.
Stanął na środku, jego ręce były tak mokre, że kiedy chciał spleść je z tyłu po prostu mu się wyśliznęły. Naczelny Postrach Hogwartu odliczył do trzech po czym zaczął rzucać na zielonookiego zaklęcia.
W momencie, gdy złoty promień ugodził go w pierś poczuł taki ból jakby mu ktoś rozrywał klatkę piersiową. Starał się nie krzyczeć, mocno zacisnął zęby jednak po kilku sekundach ból był tak uporczywy, że z jego ust wydarł się donośny wrzask. A to nie był koniec.
Snape przez prawie godzinę rzucał na niego różnorodne zaklęcia. Jedne powodowały łaskotki, drugie przeszywający ból, a przy innych w ogóle nic nie czuł.
Kiedy skończył Potter był tak wyczerpany, że z ledwością dotarł do krzesła stojącego przy łóżku chorego. Oddech miał nierównomierny i ciężki. Profesor podał mu szklankę wody, którą wypił haustem.
- Wsadź głowę między kolana, wtedy oddech Ci się unormuje i będziemy mogli porozmawiać - polecił mu nauczyciel, a ten bez żadnego ale wykonał rozkaz.
Zanim Harry doszedł do siebie minęło ponad pół godziny. Wtedy mógł dopiero spokojnie usiąść, a jego kończyny nie trzęsły się jak galareta, a oddech był w miarę uregulowany.
Severus przez cały czas obserwował swojego ucznia. Śledził każdy jego ruch, gest i minę. Był tak podobny do Lily, mimo, że wszyscy uważali, że tylko oczy ma po niej. Nie była to bowiem prawda. Wiele min robił podobnych do niej.
Kiedy w końcu obaj doszli do siebie nauczyciel odezwał się swoim znanym już Harry'emu cichym, ale idealnie słyszalnym głosem.
- Nie utraciłeś mocy stale. - W tym momencie Potter odetchnął z ulgą, czego nie mógł zostawić bez komentarza stary Sev - Nie ciesz się tak bo nie masz z czego - warknął - Czeka Cię ciężka praca abyś mógł znów czarować tak jak kiedyś.
- Jak mam to zrobić, profesorze? - Zapytał, gdy ten zrobił sobie krótką pauzę, tak naprawdę czekając aż chłopak zada to pytanie.
- Będziesz przychodził tu co drugi dzień, a kiedy stąd wyjdę będziemy się spotykać w moim domu na Nokturnie, gdzie po woli przez długie, żmudne i czasami dość bolesne ćwiczenia przywrócimy Twoją moc.
- A ile to może potrwać, proszę pana?
- Myślę, a raczej mam nadzieję, bo tak jak przyznałem się z bólem serca jesteś potężnym czarodziejem, powinieneś odzyskać swą moc za rok najdłużej. Oczywiście będzie to zależało od Twojej subordynacji, zaangażowania, chęci i wysiłku, który będziesz musiał włożyć w te ćwiczenia.
- Dziękuję za pomoc, profesorze. Nawet pan nie wie ile to dla mnie znaczy.
- Nie rozklejaj się. Nie robię tego ze względu na Ciebie, ale to chyba sam się domyśliłeś. - Warknął w jego stronę - Masz się zjawić tu pojutrze o tej samej godzinie co dzisiaj. I nie waż mi się spóźnić! A teraz Żegnam.
- Do widzenia profesorze. - Harry pospiesznie wyszedł z sali.
Dopiero kiedy znalazł się pod budynkiem szpitala oparł się o jego ścianę i odetchnął z ulgą. Po woli zaczęło do niego docierać to, że wszystko może być dobrze. Co prawda miał mieszane uczucia co do Nietoperza, jednak na analizę jego zachowania będzie miał czas.
Wrócił do domu dopiero przed osiemnastą. Przywitał się z państwem Weasley po czym razem z przyjaciółmi poszli do pokoju jego i Rona.
Ginny z Hermioną obgryzały paznokcie z nerwów, a Ron chodził po pokoju w tę i z powrotem. Jedynie Harry był oazą spokoju i cierpliwości.
- No powiedz nam w końcu! - Wybuchł w końcu rudzielec.
- Wszystko będzie dobrze. Nie jest to stała utrata mocy, ale czeka mnie ciężki, pieprzony rok ze Snape'em.
- Tak bardzo się cieszę! - Na jego szyi zawisła Ginny całując w oba policzki. Z jej oczu popłynęły łzy. Łzy radości i szczęścia, że nie wszystko jest stracone.
Hermiona z Ronem również się ucieszyli. Brązowowłosa zaczęła szlochać tak jak jej przyjaciółka, a Ron nadal nie wiedział jak ma się zachować. Tak, wszyscy byli szczęśliwi, że to tylko przejściowe, że wszystko będzie dobrze.
Z tej okazji zaplanowali małą imprezę po kolacji. Postanowili udać się pod ich ulubioną wierzbę nie daleko domu i wypić parę piw kremowych, a także coś mocniejszego.


 ~~*~~


No to i jest rozdział trzeci.
Czy jestem z niego zadowolona? Hmm, chyba bardziej niż z dwóch poprzednich, ale nie mnie to oceniać. :)
Chciałabym wam jeszcze życzyć z okazji nadchodzących świąt Bożego Narodzenia dużo szczęścia, miłości oraz spełnienia wszystkich marzeń. Aby ten nadchodzący rok był o wiele lepszy i szczęśliwszy,. Żebyście te święta spędzili w gronie rodzinnym, a także aby te święta były spokojne i szczęśliwe.
jednym słowem: Wszystkiego Dobrego życzy Mała Mi!